Święta, święta i praktycznie już po świętach.
Sobota to głównie przygotowania, ostatnie odkurzanie, święconka, pieczenie ciast, nakrycie stołu na niedzielne śniadanie. Choć w pewnym momencie miałam dosyć siedzenia w kuchni, zwłaszcza, że pogoda była super. Wzięłam psa, młodszą siostrę , jej koleżankę również z psem i poszłyśmy na dłuuuugi spacer nad jezioro. Romka wybiegała się za wszystkie czasy. Gdy wróciłam to do 23 chodziłam nad ciastami. Efektem tego były nie tylko smaczne wypieki, ale też boląca i sina noga. Tak więc jutro czeka mnie lekarz, bo niestety żylaki kończyn dolnych odziedziczyłam po Mamuśce... W tym wieku nie mogę tego lekceważyć, bo nogi jeszcze mi się przydadzą ;)
Niedziela minęła dosyć spokojnie, w gronie rodzinnym z nową domowniczką. Ojj dawno nie było u nas takiego brzdąca na świętach. Ale siostrzenica spisała się dobrze, nie płakała, głowy nas nie rozbolały ;) Dzisiaj zaś powinnam być na weselu koleżanki, ale niestety nie wyszło. A szkoda, bo mam chęć się pobawić. Tak więc nadrabiam zaległości blogowe :P Pozdrawiam!
Pogoda faktycznie dopisała w te święta, masz rację, szkoda było jej marnować :) No tak, święta z malutkim gościem są zawsze pod znakiem zapytania :) Ja też nigdy nie wiem, jak będzie się sprawował mój synek, i przygotowuję się i na aniołka, i na łobuza, tak na wszelki wypadek :) A Twoja siostrzenica to śliczna dziewczynka!!! Mam nadzieję, że noga szybko wydobrzeje. Życzę zdrówka! :)
OdpowiedzUsuńMaluszek jest rozbrajający- świetne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńUściski serdeczne.
oj tak..i po świętach, ale ja nie narzekam :) Już nie mogłam się doczekać by rozłożyć swój warsztacik ;) Piękne dekoracje świąteczne przygotowałaś! A siostrzenice przesłodką masz :*
OdpowiedzUsuń