Kiedyś w gazecie Mathy Stewart zobaczyłam ciekawy pomysł na wykorzystanie niedopalonych świeczek. Postanowiłam go wykorzystać, gdyż w domu walało się dosyć dużo świeczek, które straciły już swój wygląd i nie nadawały się do użytku. Wraz z siostrą zabrałyśmy się za tarkowanie. Zastanawiałam się z czego zrobić knoty. Sznurek bawełniany kopcił. Jednak uruchomiłam kontakty i znalazłam je u pana zniczarza. Zaopatrzyłam się w różnorakie knoty- z blaszkami, bez nich, zwykły sznurek itp. Zapach świeczkom nadałam olejkami, których mam sporo ;) Wg przepisu z gazety wystarczy 10 kropli na 1 szklankę. Potarkowny wosk trzeba rozpuścić w kąpieli wodnej. Knoty przykleić za pomocą wosku do denka, pomocne jest założenie na nie słomki. Wtedy knoty są prosto. Jednak nie zapomnijmy o zdjęciu słomki przed całkowitym zastygnięciem wosku! Dodajemy olejek i można zalewać.
Moje świeczki mają zapachy mięty, grejfruta i cynamonu. Pomysł jest dobry, ale są też minusy. Nie pomyślałam, że knoty od zniczy mogą też dosyć mocno kopcić i tak niestety jest :( Ale zabawa w fabrykę świeczek była fajna :)
Co więcej u mnie? Trochę tworzę, zaczęłam kilka nowych prac, kilka skończyłam. Mam zamiar się zabrać za dosyć duży haft. To mój pierwszy w takich rozmiarach i jestem trochę przerażona kiedy ja go skończę (i zacznę) i czy nie rzucę go po kilku krzyżykach. Może do końca tego roku pokażę efekty hihi
Ostatnio na spacerze znalazłam wiosnę!
Pozdrawiam cieplutko i jeszcze raz dziękuję za rady pod poprzednim postem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz